Mierna kontynuacja - Clifton 3 - recenzja [Komiksy dla wszystkich]

Swego czasu zrecenzowałem dwa tomy Cliftona zbierające opowieści narysowane przez, znanego z serii Hugo, Bédu. Choć miałem pewne zastrzeżenia do niektórych albumów stworzonych przez niego, to ogólnie ich lektura była przyjemną rozrywką. Kolejny tom, zbierający albumy Boba de Groota i Michela Rodrigue, niestety już tak dobry nie był.

Rocznie czytam pewnie kilkaset różnorakich komiksów. Od polskich albumów poprzez frankofońskie i amerykańskie kończąc na japońskich. Tytuły dla dzieci jak i dla dorosłych. Obyczajowe opowieści, a także sagi fantasy. Powiem wam jednak szczerze, że chyba nigdy nie byłem tak zdezorientowany jak po lekturze tomu Cliftona Groota i Rodrigue. Choć minęło parę tygodni od je lektury, to do dziś się zastanawiam, co myśleli twórcy pisząc i rysując te opowieści.
Czytając wcześniejsze albumy o przygodach Cliftona, byłego pułkownika MI6 rozwiązującego zagadki kryminalne, wykreowałem sobie jakiś wizerunek serii. Wydawało mi się, że jest to komiks humorystyczno-sensacyjno-kryminalny, który, podobnie jak wiele innych klasycznych serii, może być bez problemu czytany przez osoby praktycznie w każdym wieku. Na pierwszy rzut oka tom zbierający historie stworzone przez Groota i Rodrigue niczym się nie różni. Pomijając niezbyt dobrze prezentujące się komputerowe kolorowanie, wygląda na kontynuację zachowującą ducha wcześniejszych albumów, nawet kreska jest dość zbliżona. 
Pierwsza lampka ostrzegawcza zapaliła mi się w momencie kiedy zauważyłem, że w rozpoczynającym tom albumie Jade nie występuje wymyślona przez Bédu Sarą Sone, niezwykle ciekawa kobieca postać będąca towarzyszką przygód Clitona, która wniosła wiele dobrego do serii. Pomyślałem sobie jednak - być może twórcy nie mogli użyć postaci stworzonej przez Bédu. Jednak w pewnym momencie do akcji wkracza nowa bohaterka, częściowo przypominająca Sarę, także współpracująca z Cliftonem - tytułowa Jade. Nie ma w tym nic złego, choć pokazanie już na samym początku agentki w obcisłej bieliźnie było... dość dziwnym zabiegiem. Przez pewien moment myślałem jednak, że to po prostu jednorazowy wypadek, może zainspirowany jakimś filmem akcji. Później bohaterka wyglądała zwyczajnie, a pierwszą przygodę jej i Cliftona czytało mi się z przyjemnością, tym bardziej, że rozgrywała się w urokliwych klimatach szkockich krajobrazów.
Niestety wraz z dalszą lekturą komiksu zacząłem odczuwać coraz to większe obrzydzenie. Zarówno Jade jak i każda inna kobieca bohaterka, nagle ma ogromny dekolt, duże piersi oraz pokazuje jak najwięcej nóg. Powody do pokazywania bohaterek w ręcznikach czy strojach kąpielowych są często bardzo prymitywne - w jednej ze scen Clifton dzwoni do Jade, która przypadkowo skończyła kąpiel. Brzmi to jak opis standardowego komiksu superbohaterskiego z lat 90., lecz w tym wypadku wygląda to jeszcze gorzej. W przypadku historii superbohaterskich czytelnik nie miał aż tak wielkiego dysonansu, ponieważ obok niezwykle seksownych bohaterek pojawiali się niewiarygodnie umięśnieni mężczyźni. Tutaj Clifton, jak i reszta męskich bohaterów, wygląda tak samo jak w wcześniejszych tomach serii. Są to patyczaki narysowane w bardzo kreskówkowym i prostym stylu. Przy nich niezwykle seksowna bohaterka wygląda jak postać z zupełnie innego komiksu. Dlaczego twórcy postanowili wprowadzić tyle obrzydliwego fanservice'u do familijnej serii? Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ fabularnie historie niczym się nie wyróżniają.
Opowieści nie zaskakują też wysoką jakością. Choć muszę przyznać, że Irlandzka wyprawa, album zamykający tom, jest naprawdę fajną i zaskakującą do samego końca zagadką kryminalną, to niestety rysunkowo poziom skacze niemiłosiernie, a niektóre strony wyglądają jakby zostały na szybko pokryte tuszem. Czarny Księżyc podpadł mi już od pierwszych stron, ponieważ pokazuje on Koreę Północną jak Chiny sprzed pół wieku, a jest to obraz zupełnie odmienny od rzeczywistości. Całą intryga związana z tajną organizacją jest dość dziwna i mimo paru fajnych zwrotów akcji, nie potrafiłem się odpowiednio wciągnąć w historię. Natomiast Elementarnie, mój drogi Cliftonie, choć ma wielki potencjał, ponieważ przenosi głównego bohatera do czasów wiktoriańskiej Anglii, to poza kilkoma zabawnymi występami gościnnymi, niczym szczególnym mnie nie zachwycił.
Nie zawodzi natomiast jakość polskiego wydania. Twarda oprawa, papier offsetowy, duży format, 16 stron dodatków otwierających tom, doskonałe tłumaczenie, DTP bez zarzutów. Widać, ze Egmont przyłożył się do wydania komiksu i ciężko zauważyć choćby najmniejsze uchybienie.
Chciałbym polecić wam trzeci tom Cliftona, ponieważ cały czas liczę, że Egmont wyda wcześniejsze przygody byłego pułkownika MI6, lecz niestety nie mogę. Choć fabularnie jest po prostu średnio, to rysunkowo tom prezentuje się tragicznie. Czy to poprzez komputerowe kolorowanie, czy niedopracowane strony, czy, wreszcie, coś co należałoby dosadnie nazwać szczuciem cycem. Nawet jeżeli podobały wam się albumy Cliftona stworzone przez Bédu, to nie sądzę, żeby ten tom przypadł wam do gustu.

Ocena tomu: 3,5/10

Dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.

Clifton 3
Data premiery: 14 sierpnia 2019, liczba stron: 208, cena okładkowa: 99,99 zł, format: A4, oprawa: twarda, scenariusz: Bob de Groot, rysunki: Michael Rdodrigue, tłumaczenie: Marek Puszczewicz, wydawnictwo: Egmont Polska, ISBN: 978-83-281-4236-7
Przykładowe strony:
źródło ilustracji: materiały prasowe - Egmont Polska

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kaczor Donald 2024-03 - dziś premiera - 30-lecie pisma + przedruk 1. numeru