Młody Kaczor Donald: Niefortunne przypadki młodej kaczki - RECENZJA NA TRZY GŁOSY
- Pobierz link
- Inne aplikacje
Autor:
Radosław Koch
-
Kilkanaście dni temu do sprzedaży trafiły trzy tomy z serii Opowieść komiksowa. Są to powieści, w których tekst łączy się z komiksowymi elementami. Nigdy wcześniej tego typu tytuły z kaczogrodzkimi i myszogrodzkimi bohaterami nie pojawiły się na polskim rynku, więc zostaną zrecenzowane w wyjątkowy sposób.
W ramach cyklu Recenzja na trzy głosy nad tytułami pochylą się:
- Radosław Koch, twórca Kaczej Agencji Informacyjnej
- Krzysztof Leszczewski, znany m.in. z fanowskich komiksów i rysunków na profilu K.Leszcz
- Radosław Sołtysiak, który publikuje na Youtube w ramach kanału Disney Mania.
Na początek - recenzja Młodego Kaczora Donalda: Niefortunnych przypadków młodej kaczki, a w ciągu najbliższych dni pojawią się teksty o dwóch pozostałych książkach. Pamiętajcie, że tylko do końca niedzieli możecie wziąć udział w konkursie, w którym do wygrania są zestawy Opowieści komiksowej. Książki kupicie natomiast na Egmont.pl, z kodem "wakacje2020" nalicza się rabat 35% od ceny okładkowej.
Niefortunne przypadki młodej kaczki to stworzona przez Jimmiego Gownleya i Jay Fosgitt historia o młodym Kaczorze Donaldzie, który na wskutek wyjątkowego zbiegu okoliczności dostaje się do elitarnej szkoły KRIP. Tam musi przetrwać, aby móc uratować gospodarstwo Babci Kaczki zajęte przez bank.
Radosław Koch:
Pierwsze reakcje na zapowiedź Opowieści komiksowej nie były najlepsze. Wiele osób narzekało, że będą to kolejne przeciętne książki z obrazkami. A co wy pomyśleliście gdy pierwszy raz usłyszeliście o zapowiedzi Niefortunnych przypadkach młodej kaczki?
Krzysztof Leszczewski:
Na początku nie wiedziałem nic. Potem dostałem informację, że to będą książkowe wersje komiksów z jakiejś niemieckiej linii. Myślałem, że wytną kadry z komiksów, i wkleją je w tekst, co mi się bardzo nie spodobało. Potem się dowiedziałem, że to będzie pisane i rysowane "od zera", i mi się ciut polepszyło nastawienie. Ogólnie spodziewałem się czegoś w stylu Dziennika Cwaniaczka czy książek z serii Big Nate (pod idiotycznym polskim tytułem Zapiski Luzaka).
Radosław Sołtysiak:
: Prawdę mówiąc czegoś na kształt 12 prac Asteriksa czy Jak Obelix wpadł do kociołka z magicznym wywarem gdy był mały - prostej książeczki z obrazkami, być może i ładnymi obrazkami, ale raczej prostej książeczki.
RK: Też tak na początku myślałem. Obawiałem, ze będzie to kolejna książka z obrazkami jakich wiele na rynku. Dodatkowo, szczególnie gdy ujrzałem pierwszą udostępnioną, niemiecką okładkę tomu, to byłem nastawiany dość negatywnie, ponieważ przeraził mnie trochę "inny" wygląd Donalda.
RS:
Akurat w tej kwestii nie było źle- najgorzej pod względem graficznym wypada Strachosfera.
KL:
Mnie nowy wygląd Donalda jakoś nie razi, aczkolwiek wolałbym, żeby zachowali jego kultowy marynarski strój. Ale w sumie jest okej.
RS:
Podpinam się, na samym samym początku gdy zobaczyłem okładkę moja pierwsza myśl brzmiała: "O, Hyzio". Dobrze byłoby wykorzystać ikoniczne atrybuty tej postaci, ale nie mam z tym większego problemu.
RK:
Potem na półkach księgarń, a także w moim i waszych domach pojawiła się książka i wszystkie wątpliwości zostały rozwiane. Co
was najbardziej zaskoczyło w Niefortunnych przygodach młodej kaczki?
Pytanie nie jest łatwe, ponieważ mnie zaskoczyło bardzo, ale to bardzo dużo rzeczy. Gdybym miał wybrać jedną - to ilość postaci znanych z komiksów, które pojawiają się w fabule.
RS:
Przede wszystkim to, że to faktycznie jest Opowieść komiksowa, a nie
kolejna książka z dodatkiem ilustracji. Ciężko to opisać, gdy się nie
miało z nią kontaktu, ale taka forma opowiadania historii rzeczywiście
lokuje się gdzieś między komiksem, a klasyczną formą literacką.
Ilustracje są równie istotne co sam tekst i wraz z nim uzupełniają się w
tworzeniu całości.
KL:
Zaskoczyło
mnie to, że jest to dobra książka, i genialnie się autorzy bawią formą.
Bo wcześniej czytałem pozostałe książki z tej linii, i - szczerze
mówiąc - rozczarowały mnie. A poza tym zaskoczyło mnie, że puszczali
sporo oczek w stronę wiernych fanów. Rozbawiło mnie nawiązanie do pewnego serialu dla maluchów na koniec. I tak, ilość znanych z komiksów bohaterów też doceniam. bardzo fajnie się czytało sceny z udziałem Emila Orła (którego Fosgitt genialnie rysował).RS:
Co jeszcze mnie zaskoczyło? Nałogowe łamanie
czwartej ściany i generalnie jaki humor jest zabawny i
inteligentny. Zdecydowanie nie jest to przeciętna książeczka z
kaczorkami dla dzieci, a ciekawy eksperyment, którego efekty bardzo
przypadły mi do gustu - to jak Narrator reaguje z otoczeniem, interakcje miedzy bohaterami i
przywiązanie do detali, które fani wyłapią bez problemu. Woźni nazywają
się Floyd i Carl, a są kolejno myszą i kaczką Geniusz!
RK:
Ej.... NA SERIO ochroniarze nazywają się Floyd i Carl, i są myszą oraz kaczką? To tak jak się czyta książki po nocy i nie zauważa takich detali... Kompletnie przemknęły mojej uwadze te postaci. Jednak
to pokazuje jak świadoma jest ta książka. To jest nadal świetna lektura
dla dzieci, ale widać, że autorzy włożyli dużo serca w treść.
KL
Tak. Możliwe, że gdybym przeczytał tę książkę jeszcze kilka razy, to bym dostrzegł smaczki, których teraz nie dostrzegłem. Ogólnie czytając Szpiegomanię i Strachosferę miałem wrażenie, że autorzy trochę po macoszemu traktowali ten materiał. A w przypadku Młodej Kaczki czułem, że tworzyli to z pasją, i czują tę formę, narrację, ten świat i te postacie.
RS:
Wiele wątków samej historii też mi się niezwykle spodobało - taka relacja ala Fineasz z Izabellą między Donaldem, a Dolly, cała historia jak Donald w ogóle dostał się na KRIP (swoją drogą świetna zabawa skrótowcami, jak zawsze w komiksach Disneya), rozwój relacji między Mikim a Donaldem (fani szkalowania Mikiego z grupy Kaczogród powinni być zadowoleni ). No i jestem naprawdę ciekaw jak rozwinęłyby się te perypetie dalej. Zwłaszcza wątek Daisy i Dolly. I tak, zdecydowanie widać pasję z jaką pisali i rysowali to twórcy.
KL:
W ogóle Miki w tej książce mi się szalenie podoba. Jest to wprawdzie osoba, której się wszystko udaje, ale jest szalenie przesympatyczna!
RK:
Jak niektórzy wiedzą, sam uwielbiam postać Mikiego i teoretycznie nie do końca mogłoby mi się podobać jak postać jest zaprezentowana w książce, ale jednak - według mnie jest to świetne rozwiązanie. Na dodatek czuć, że Miki jest Mikim, a nie jakąś inną postacią. Ogólnie książka jest pełna genialnych bohaterów. W większości młodych wersji znanych postaci, ale też paru nowych.
RS:
Ogółem - wszystkie te postacie wydają się bardzo autentyczne i zachowują się tak jak na nich przystało - w momencie, gdy Morsewicz wygłasza głupi żart śmieje się tylko Goofy. To tak bardzo w punkt.
KL:
Dokładnie! Dla mnie Miki jest pozytywnie nastawionym do życia miłym gościem! Tak Miki powinien być częściej pisany!
RK:
Jeżeli jednak miałbym wskazać największa zaletę książki, to jest nim postać narratora. Niezwykle zabawna, ale przy okazji zarządzająca tym "wielkim cyrkiem" jakim są Niefortunne przygody młodej kaczki.
RS:
Prawda - narrator to jeden z największych sztosów tej książki. Ja sam niezwykle lubię sytuacje, gdy narrator reaguje z opowiadanym przez niego otoczeniem, a tu gagi związane z takimi sytuacjami są z jednej strony wręcz nagminne, ale z drugiej strony zawsze ograne w tak dobry sposób, ze nigdy się nie nudzą. Przede wszystkim opowiada w bardzo żywy sposób, bardzo łatwo jest się wciągnąć w świat przedstawiony.
KL:
Tak. Bardzo doceniam, jak Gownley się bawił narracją. Idealnie pasuje to do przyjętej formy publikacji. Dzięki temu tradycyjna literacka forma idealnie się wpasowywała z formą komiksu.
RK:
Dokładnie. Miałem spore obawy, że po lekturze książki będziemy mówić "fajne, ale lepiej sprawdziłoby się jako komiks". A dostaliśmy coś, co prawdopodobnie nigdy tak dobrze by nie wyszło w formie komiksowej. Bo wprawdzie mieliśmy parę komiksów, w których narrator pełnił taką rolę, ale nie aż taką.
RS:
Dokładnie, też mi się tak wydaje.
KL:
RK:
Strasznie posłodziliśmy o Niefortunnych przypadkach, ale czy według was książka ma wady? Bo ja po lekturze miałem jednak pewien niedosyt.
RS:
Kurczę, ciężko je znaleźć, powiedziałbym nawet, że ostatnio tak mocno się wciągnąłem czytając W kręgu tajemnic, a to już coś znaczy.
KL:
Hmm... Może niektóre postacie można było bardziej rozwinąć. Ale w sumie trochę za dużo by tego było.
RK:
Mnie w sumie rozczarowało jedynie to, że tak po 150 stronach liczyłem na
ciut ciekawsze rozwiązanie historii, a jednak nie było ono aż tak dobre
jak się spodziewałem. Trochę zbyt proste, zbyt oczywiste, choć niezwykle zabawne.
KL:
No, w sumie rzeczywiście mogło być ciut ciekawsze. Ale podobał mi się
występ Sknerusa, który w tej książce był pokazany jako taki dobry wujek,
i mi się zrobiło ciepło w serduchu. Chciałbym więcej tak pokazanego
Sknerusa!
RK:
Ale poza tym - chapeau bas. Zgadzam się z wcześniejszą opinią, że dawno
mnie żadna książka (ani komiks) tak nie wciągnęła i dawno tak się nie
śmiałem czytając historię o bohaterach Disneya
RS:
Czy ja wiem... uważam, że książka jest niemal bez wad . Zakończenie może i mogło być ciekawsze, ale nie czuje się nim
rozczarowany. Być może wątek, w którym Donald pomagał Emilowi był trochę
niepotrzebny, bo tak naprawdę nie wpłynął na historię w żaden sposób,
ale tak poza tym.... nic mi nie przychodzi do głowy
RK:
No tak, troszkę mnie wątek Emila zawiódł, liczyłem na jakieś ciekawsze rozwinięcie.
KL:
Mi wprowadzenie Emila się bardzo podobało. Po prostu fajnie się czytało
jak jakiś dzieciak buduje złowieszcze maszyny, choć faktycznie można
było ciekawiej i zabawniej to poprowadzić. Bo w sumie, moim zdaniem, potencjał na tę
postać był większy niż wykorzystano .
RS:
Poza tym - kupa śmiechu, prosta, ale wartka akcja, wspaniali bohaterowie i jeszcze lepszy narrator, co tu dużo mówić. Sama postać Emila była okej i to że budował śmiercionośne maszyny na
boku też bardzo w jego stylu, ale chodzi mi o sam wątek pomagającego mu
Donalda - był po nic tak naprawdę.
RK:
Już wspomnieliśmy o tym, że rysunki świetnie łączą się z tekstem, ale co
sądzicie o nich jako samodzielnym tworze? Bo przyznam szczerze, że
gdyby Jay Fosgitt dostał jakiś fajny scenariusz komiksowy, to chętnie
bym zobaczył narysowany przez niego komiks. Jak dla mnie jego styl
wprowadza sporo świeżości do komiksów Disneya, ale jednocześnie nie
zrywa z klasyką.
RS:
Tak, rysunki w porządku. Może nieco odmienne od tego, co zazwyczaj
widujemy, ale kreskówkowe i niezwykle żywe. Wciąż skłaniam się raczej ku
klasycznej kresce, ale same w sobie są naprawdę w porządku, zresztą już
przed premierą uznałem je za dobre - nie byłem z kolei pewien (i wciąż
nie jestem) co do ilustracji pozostałych książek, ich estetyka już do
mnie aż tak nie przemawia.
KL:
Śmiało powiem, że komiksy rysowane przez Fosgitta mogłby by się śmiało ukazywać w takich Gigantach. Tak, jak mówiłeś, dają powiew świeżości, i trzymają się klasycznego disnejowskiego stylu. Tak samo jak Mottura, Freccero, Midthun czy Rota.Szczególnie mi się podoba, jaką kreską narysowany jest ogon Mikiego. No i w paru miejscach są ładne malunki.
RK:
Ja w sumie mógłbym wskazać jedną rzecz, która nie do końca mi pasowała w
rysunkach - Dziobas wcale nie wygląda jak Dziobas. Albo inaczej - mógłby
być losową kaczką.
KL:
Taaak... ja też miałem zgrzyt. Ale poza tym widzę, że Fosgitt nie przekombinował z designami postaci, i szanuję to.
RS:
Dziobas mam wrażenie trochę wzorowany jest na wczesnym imidżu tej
postaci, gdy nie miał jeszcze takich długich włosów, a raczej właśnie
taki rozczochrany tupecik, Jednak brakowało mu choćby czapki z pomponem, to prawda
RK:
Świetnie natomiast wygląda paleta kolorystyczna rysunków, dzięki czemu cała książka wygląda bardzo kreskówkowo. Wydaje mi się, że trochę czuć w tym inspirację nowymi Kaczymi Opowieściami.
KL:
Hmm... Zwróciłem uwagę, że w kolorowaniu zostało sporo białego, i w sumie było to na swój sposób oryginalne, i mi to jakoś specjalnie nie przeszkadzało, ale nie trafiło to do mnie, szczerze mówiąc.
RS:
To akurat pewnie część stylistyki, jak dla mnie całkiem pasuje, nie odwraca uwagi od tego co najważniejsze, czyli bohaterów i tekstu.
RK:
Trochę wspomnieliśmy o tym wcześniej, ale czy chcielibyście zobaczyć kontynuację Niefortunnych przypadków? Ja na to ogromnie liczę, ponieważ zakończenie pozostawiło pewien niedosyt, a na dodatek widzę ogromny potencjał w wykreowanym w książce uniwersum.
KL:
TAK! Autorom udało się stworzyć ciekawy świat, i jak dla mnie każda postać zasługuje na rozwinięcie! Jak dla mnie mógłby powstać zbiór krótkich opowiadań.
RS:
Jak najbardziej, po zakończeniu lektury poczułem jakby to miał być
dopiero początek czegoś większego, sposób, w jaki poprowadzono tu całą
akcję i wykreowano świat pozostawia duże pole do popisu, zdecydowanie
chciałbym przeczytać jakąś kontynuację.
RK:
Opowiadania o poszczególnych postaciach to świetny pomysł, kontynuacja także, ale chyba można byłoby rozwinąć świat o kolejne postaci. Ja, osobiście, chętnie zobaczyłbym Gogusia. Szczególnie, że bardzo mi się podobały w Niefortunnych przypadkach sceny wściekłości Donalda, a dodając do nich Gogusia, mogłyby być jeszcze lepsze.
RS:
Zdecydowanie!
KL:
Ano. Z Gogusiem to fajny pomysł. Albo jakby jeszcze Jonesa dali, byłoby fajnie. Sceny wściekłości Donalda także były spoko. Ogólnie widzę, że Donald w tej
książce był bardzo "donaldowy". Był nerwowy, egocentryczny, często robił
głupie rzeczy, ale jednak jest tym dobrym kaczorem z dobrym sercem,
który generalnie chce dobrze, i jego starania by uratować gospodarstwo
Babci były naprawdę miłe.
RS:
Tak ciekawie został tu potraktowany świat Kaczora Donalda, że z chęcią zobaczyłbym więcej opowieści w tym stylu, z udziałem nowych bohaterów. Może Della? Skoro Disney dał zielone światło na jej użycie w nowych Kaczych Opowieściach.
RK
Z tą Dellą to śmieszna sprawa, bo byłaby to 3 dziewczyna z imieniem na "D". Dolly, Daisy, Della...
RS
D bardzo dobrze komponuje się z nazwiskiem "kaczor". Co poradzić.
KL:
Dobrze, że Jacek Drewnowski był redaktorem merytorycznym serii. Dzięki temu nie ma kwiatków, że Daisy nazywa się Dolly.
RS:
Ogółem czuć tu trochę też tego "filmowego" Donalda. Nie tylko tego "komiksowego". Mozemy zwrócić uwagę także na to, że Glaudiusz Kwaczyńśki też ma swój filmowy strój. Szary garnitur zamiast zielonego płaszcza.
KL:
Ano, też miałem takie wrażenie. Pojawiały się postacie, które występują w "kreskówkowym" uniwersum, jak Chip i Dale. Też cechą filmów i seriali jest to, że kaczki i myszy ze sobą normalnie egzystują.
RK:
Trzeba dodać, że polskie wydanie zostało przygotowane na najwyższym poziomie. Jest tutaj bardzo dużo humoru słownego, który łatwo mógłby zostać zaprzepaszczony, gdyby tłumaczenie było słabe.
KL:
Tak. Też Radek Sołtysiak wcześniej zauważył, że śmieszny skrót jest bardzo w duchu komiksów.
RS:
Prawda - nie ma błędów czy bełkotów, czyta się płynnie i przyjemnie, a wszelkie żarty zostały błyskotliwie przetłumaczone.
RK:
Choćby warto wspomnieć nazwę sportu, w którym Donald jest mistrzem, czyli Czambułu na Flegmie. Ma to brzmieć śmiesznie (i trochę bełkotliwie) i brzmi.
RS:
Jako użytkownik autokorekty utożsamiam się z sytuacją powstania nazwy tej dyscypliny.
KL:
Zastanawiam się, czy tłumacz nie próbował napisać na telefonie
"Najlepszy kaczor na świecie", i zobaczyć jak mu telefon zinterpretuje. Ja jestem sobie wdzięczny, że wyłączyłem autokorektę w telefonie,
aczkolwiek może straciłem przez to szansę na dostanie się do elitarnej
szkoły
RK:
Tak, trzeba przyznać, że takiego ciut irracjonalnego humoru jest w książce sporo i jestem wręcz zaskoczony, że tłumaczenie wypadło tak dobrze.
RK:
Zmierzając ku końcowi - na ile w skali od 1 do 10 oceniacie Niefortunne przypadki młodej
kaczki i czy polecilibyście książkę czytelnikom regularnie czytającym kacze i mysie komiksy?
KL:
Poleciłbym wszystkim czytelnikom. Nawet tym, którzy nigdy w życiu żadnego komiksu Disneya nie czytali. A oceny liczbowej nie daję, bo nie jestem fanem ocen liczbowych. Powiem tylko tyle, że ta książka mimo, że czasami nie wykorzystała potencjału w 100%, to zapewniła mi mnóstwo radochy.
RS:
Książka może i na pierwszy rzut oka wygląda jak coś tylko dla maluchów,
ale nie warto wierzyć uprzedzeniom, bo jest ona prawdziwym złotem. Już
samo to, że nie mogłem znaleźć wad o czymś świadczy. Poza tym dzięki
frajdzie, jaką sprawiło mi czytanie tej książki połknąłem Młodego
Kaczora Donalda na dwa posiedzenia. Sądzę więc, że z czystym sumieniem mogę
wystawić nawet te 10/10. Niesamowicie zabawna, ciekawa pod względem
formy i ujmująca za serducho. Widać w niej pasję, a sama lektura daje
niedosyt, a dla mnie to zawsze był wyznacznik czegoś ponadprzeciętnego -
gdy zwyczajnie chcesz czegoś więcej. Tak więc polecam to i dla dużych i
małych, dla fanów starej i nowej daty, myślę że wszyscy znajdą coś dla
siebie w tej wspaniałej publikacji
RK:
Dla mnie to jest takie solidne 9/10, i zgadzam się ze słowami przedmówcy
- jest to niesamowicie zabawna książka, samoświadoma, pełna smaczków
dla fanów komiksów Disneya, ale też przystępna do bardzo szerokiego
odbiorcy. A co najważniejsze - jest to jedyna w swoim rodzaju historia, w
pełni wykorzystująca fakt bycia książką połączoną z komiksem. Gdyby
każda tego typu pozycja wyglądała tak dobrze, to żylibyśmy w raju.
Źródło ilustracji: materiały prasowe - HarperCollins
- Pobierz link
- Inne aplikacje
A co z Życiem i czasami komiksów Disneya?
OdpowiedzUsuńRozumiem że autor nie ma czasu, ale albo się prowadzi burdel albo blog.
Ile Wam zapłacili za takie słodzenie tej publikacji?
OdpowiedzUsuńA tak na serio- po co wydają jakieś pseudo komiksy których jedynym celem jest śmieszenie grupki dzieciaczków (nie oszukujmy się- jak ktoś zobaczy tę okładkę to raczej się wstrzyma, bo to dla dzieci)? Komiksy Disneya w Polsce kuleją (abstrachując od pewnych dwóch gości), sprzedaż KD słabnie, niedługo GP stanie się kwartalnikiem jak to teraz jest na Łotwie, MGG i GM- rocznikiem albo wogóle przestanie się ukazywać, Barks i Rosa się kiedyś skończą, innych kolekcji Egmont nie wyda dopóki p....i ,,fani" się nie ogarną i zrozumieją że Barks, Rosa i KD z lat 90. to nie wszystko.
To co najlepiej zróbmy? Wydajmy jakieś książeczki z Donaldem, Minnie i Daisy i Siostrzeńcami, jak się sprzeda to zaleją rynek takim czymś.
No właśnie nic nam nie zapłacili "Niefortunne przypadki młodej kaczki" to naprawdę dobra rzecz. Historia, której nie dałoby się tak dobrze zrealizować w medium komiksu.
UsuńNie martw się, o pozostałych książkach nasze opinie już nie będą tak ultrapozytywne.
Przypominam, że opowieść komiksowa nie jest od Egmontu.
UsuńA ja chciałbym przypomnieć wiecznym malkontentom, że nie tylko dla nich są książki i komiksy wydawane. Jeśli wydawcy będą wydawali tylko to co "beton"/ zagorzali fani chce kupić to nie będzie nowych zainteresowanych, a beton wiecznie żył nie będzie.
UsuńCo chwila tylko komentarz czemu nie ma nowych serii, pojawia się nowa seria to mamy zalew komentarzy w stylu: czemu to? Ja kcem to, ja kcem tamto, ja kcem to ma być!!!!
Przepraszam bardzo, ale komiksy Barksa zostały wydane w jakichś 80%, Rosy 98%, a ,,Niefortunne przypadki młodej kaczki'' to opowieść komiksowa a nie komiks. Po za tym nie wiem, skąd inni wiedzą, że np. Gottfredson się nie sprzeda. Może się sprzeda przy odpowiedniej reklamie i nagłośnieniu. Pierwszy numer KD po zmianach z 2018 kupiło sporo osób (66% sprzedanego nakładu), bo była dobra reklama. Przy tysięcznym nie było, i sprzedało się już chyba 52% nakładu.
UsuńInna sprawa, że faktycznie mało osób kojarzy wogóle postać Gottfredsona, choć jest on tak samo ważny dla komiksów Disneya jak Barks i Rosa. Ale Egmontowi nawet nie chce się sprawdzać podatności takiej serii (Gottfredsona) na rynku, tylko wychodzi z założenia: Barksa i Rosę wszyscy znają, to wydawajmy ich ciągle, może za jakiś czas coś tam skapniemy tym kaczkofanom.
Co do innych twórców- Cavazzano jest znany z Gigantów z charakterystycznego stylu, a kiedyś wyszedł ,,Kaczogród'' Scarpy, jeszcze w czasach, powiedzmy, renesansu KD, więc seria z jego komiksami ma potencjał.
Dobrym pomysłem jest wydawanie takiej serii jak w Danii- ,,Anders And Classic'', gdzie wydawane są komiksy najsłynniejszych twórców komiksów Disneya w historii, ale są to wydania w miękkiej oprawie, w formacie KD, mają 100 stron oraz kosztują 60 koron czyli niecałe 36 złotych. Pod koniec maja wyszedł już 33 numer kolekcji, z komiksami Bottaro, ale w ramach serii wyszedł jeszcze Barks, Rota, Vicar, Scarpa, Murry, Rosa, Branca, Midthun, Cavazzano, i wielu innych. Myślę, że coś takiego mogłoby się w Polsce dobrze sprzedać- o ile oczywiście ten ,,beton'' kupi coś poza Barksem i Rosą.
Do wszystkich, którzy myślą że sześć obecnie wydawanych w Polsce serii to dużo- spójrzcie na Zachód. Tam wychodzi mnóstwo serii, dla młodych, dla starszych, dla miłośników klasyki, fantasy, superhero itd. Tam po prostu JEST WYBÓR. A u nas? Pomijając Barksa i Rosę, których i tak większość kupuje bo kojarzy nazwisko, a nawet nie wiedzą kiedy powstał Miki, co my mamy (no i pomijając ,,Miki Maxa'')? KD to dla wielu zwykłe pisemko dla dzieciaków z zabawką, inni, którzy kupowali pismo w czasach jego świetności, teraz już nie kupią bo ,,drogie'', bo kosztuję dychę. Spójrzcie sobie na cenę niemieckiego ,,Micky Mausa'' o takiej samej objętości- kosztuje on 18 ZŁOTYCH. Więcej niż u nas Gigant!
Co do samych Gigantów- bywają różne, niektóre dobre, inne słabe, ale jak ktoś lubi powiedzmy fantastykę, albo jest fanem Superkwęka czy parodii, musi polować na tom, w którym są komiksy z lubionego przezeń gatunku. A na Zachodzie, w Niemczech np., kupuje taki tom ,,Lustiges Taschenbuch Fantasy'', ,,LTB Ultimate Phantomias'' albo serię z parodiami i ma.
Częściowo się z twoim komentarzem zgadzam, częściowo nie, ale pragnąłbym zwrócić uwagę na jeden aspekt.
UsuńNie należy porównywać 1:1 cen z niemieckiego, duńskiego (najwyższe podatki w UE) i polskiego rynku. Inna siła nabywcza, inne ceny tłumaczenia/redakcji, inne opłaty dystrybucyjne.
Poza tym niemiecki rynek ma bardzo, ale to bardzo dziwne ceny.
"Spójrzcie sobie na cenę niemieckiego ,,Micky Mausa'' o takiej samej objętości- kosztuje on 18 ZŁOTYCH. "
Tak, ale na tym samym rynku w tej samej cenie (4 euro, czyli ok. 18 zł) wychodzi w formacie KD 100-stronicowe pismo z komiksami Disneya, czyli "Micky Maus". Czyli w sumie niemiecki czytelnik może tego typu komiksy czytać taniej niż polski, jeżeli dobrze poszuka.
Tylko nie wiem jak określić ten ,,rdzeń'' i ,,alternatywę'' skoro nowe KO i to wydanie są w pewnych aspektach bliższe komiksom Barks i Rosy niż Scarpa, Gottfredson, Rota czy Cavazzano.
Usuńefekty bardzo przypadły mi do gustu To jak Narrator reaguje z otoczeniem, interakcje miedzy bojaterami
OdpowiedzUsuńbrakuje kropki i h jest zamienione na j.
Później jest napisane: nie wygląda jak Dzbioas.
UsuńSuper, naprawdę super ludzie są fanami kaczek. Na zachodzie ileś tam różnych serii? Super, też tak chcemy!! Pojawia się seria z kaczkami, ale nie jako komiks? VETO, na stos z tym!! Chcemy tego lub tamtego, ale nie owego! Wejdzie wydawca, popatrzy tu, popatrzy na fb i oleje coś innego niż Barks czy Rosa bo po co ryzykować? Jeden kupi nową serię drugi nie, a Barks zawsze schodzi. KD jakoś tam zipie, Giganty też, ale szału nie ma bo fani nie kupują, ale zawsze, ale to zawsze narzekają. Zagłosujcie portfelem na uniwersum to może wydawcy pomyślą nad innymi seriami.
OdpowiedzUsuń"Życie i czasy komiksów Disneya" - będą, ale zrozumcie, że jeden artykuł tego cyklu to czasem nie raz kilkanaście godzin pracy. Nie zawsze ma się tyle sił i samozaparcia by je pisać.
OdpowiedzUsuńGdzie można kupić?
OdpowiedzUsuńhttps://egmont.pl/Niefortunne-przypadki-mlodej-kaczki.-Opowiesc-komiksowa,28597253,p.html
UsuńA poza internetem?
UsuńWiem o tym, że w Empikach jest dostępny. Być może także w innych księgarniach.
Usuń