Walking Smurfs - Smerfy 1 "Czarne Smerfy" - recenzja [Komiksy dla wszystkich]

Od kilku lat Egmont wydaje komiksy z przygodami Smerfów, do tej pory publikowane były głównie późniejsze opowieści, lecz fani cały czas czekali na najstarsze, często uznawane za najlepsze, albumy serii o niebieskich skrzatach. W końcu do sprzedaży trafiły Czarne Smerfy, pierwszy album cyklu. Jednak czy jest to tak dobry komiks jak można byłoby się spodziewać?


Słynne belgijskie niebieskie ludki mają już 60 lat. Jednak choć Czarne Smerfy są pierwszym albumem serii o Smerfach, to same Smerfy zadebiutowały w zupełnie innej serii Peyo - Johan et Pirlouit, a dokładnie w historii pt. La Flûte à six schtroumpfs. Jednak według mnie w żadnym stopniu nie uwłaszcza to historycznej wartości albumu, ponieważ zarówno sam album jak i jego okładka, wbiły się już do powszechnej świadomości i historii popkultury. Sam się niesamowicie cieszę, że po prawie 30 latach album ponownie zawitał na półki polskich księgarń.
Album jednak nie składa się tylko z tytułowej opowieści, lecz z 3 20-stronicowych komiksów. Czarne Smerfy to komiks, który rozpoczyna się od zarażenia jednego ze Smerfów tajemniczym wirusem przenoszonym przez muchę tse-tse. Po chwili cała wioska musi stawić czoła niebezpiecznym... Smerfom-zombie. Latający Smerf natomiast opowiada o Smerfie, który zapragnął latać, w tym celu buduje różne machiny by zbić się w przestworza. Fani Gargamela powinni być zadowoleni z Łowcy Smerfów, w którym czarodziej będzie próbował złapać Smerfa by stworzyć kamień filozoficzny.
Co wyróżnia klasyczne albumy Smerfów od później stworzonych historii? Dlaczego z ogromną radością czytałem Czarne Smerfy, choć wiele współczesnych albumów nie do końca mi przypadło do gustu? Według mnie magia pierwszych albumów wynika głównie z dwóch powodów.
Po pierwsze - ciekawe fabuły, pełne gagów dla czytelników w każdym wieku. Pierwsze albumy Smerfów przypominają pod tym względem Asteriksa czy Lucky Luke'a. Są to historie ponadczasowe, z masą genialnego humoru i z ciekawą fabułą. Choć cały czas są to komiksy także przeznaczone dla dzieci, ale także starszy czytelnik znajdzie też w nich coś dla siebie. Widać to szczególnie po pierwszej historii, która, co by nie mówić, jest horrorem. Jest w niej także i trochę satyry, i odrobina czarnego humoru. Warto także zauważyć, że Papa Smerf jest zupełnie inną postacią niż w późniejszych albumach. Jest znacznie bardziej stanowczy, krzykliwy, dyryguje Smerfami, nadal jest mądrym przywódcą, ale nie jest 100% wzorem do naśladowania. Wydaje mi się, że sukces animacji spowodował, że późniejsze albumy były tworzone do znacznie młodszej grupy odbiorców.
Po drugie - autorski styl rysunków Peyo. Szczególnie w albumach stworzonych po powstaniu serialu animowanego, czuć że twórcy nie mieli zbytnio wolnej ręki i często Smerfy wyglądają w nich jakby były rysowane od linijki. Choć Smerfy z pierwszego albumu trochę różnią się wyglądem od tych serialowych, to grubsza kreska i trochę bardziej karykaturalny styl rysunków powodują, że album wygląda dużo lepiej niż późniejsze twory. Komiks został też stworzony w specyficznym układzie kadrów (5 rzędów na stronę), przez co według mnie bardziej przypomina paski komiksowe.
Mi szczególnie do gustu przypadły dwie pierwsze historie. Czarne Smerfy to doskonały komiks o apokalipsie zombie, w którym nie brak scen jak z horroru, a przy tym jest w nim sporo humoru (także odrobinę czarnego). Historia trzyma w napięciu, niczym filmy Hitchcocka, od początku aż do samego końca. Warto zauważyć, że komiks powstał wiele lat przed trwającą do dziś manią na opowieści o zombie.
Zupełnie inną historyjką jest Latający Smerf, który jest interesującą opowieścią o postaci chcącej spełnić swoje marzenia. Teoretycznie jest to jedynie ciąg gagów (choć bardzo dobrych), ale Peyo potrafi dodać elementy spajające całą historię, dzięki czemu komiks nie nudzi, a jeszcze bardziej śmieszy.
Trochę zawiódł mnie Łowca Smerfów, czyli komiks, w którym zadebiutował Gargamel. Według mnie jest to przeciętna historia, znacznie słabsza od dwóch wcześniejszych historyjek, ale być może moja opinia wynika z tego, że postać Gargamela doskonale znam z późniejszych komiksów i serialu. Jak dla mnie jest to zaledwie poprawne wprowadzenie postaci, choć sporo fajnych gagów da się w nim znaleźć.
Muszę natomiast pochwalić Egmont za doskonałe wydanie komiksu. Choć album ma aż 64 strony, to kosztuje tyle co inne albumy z serii, czyli 19,99 zł (cena okładkowa). Komiks jest też bardzo dobrze wydany, na porządnej jakości papierze i w dobrej tekturowej okładce. Także warstwa edytorska jak i translatorska komiksu wypadła według mnie dobrze, choć niektórzy sprzeczają się czy zarażone Smerfy powinny mówić "kłap" czy "chaps".
Czarne Smerfy to jeden z najważniejszych albumów w historii frankofońskiego komiksu i już tylko z tego powodu warto go znać. Jest to jednak także kawał doskonałego komiksu, który, mimo 60 lat na karku, nadal prezentuje się doskonale i nie raz śmieszy do łez.
Jeżeli znacie Smerfy tylko z serialu i myślicie, że seria Peyo jest infantylnym komiksem przeznaczony tylko dla małych dzieci, to nic bardziej mylnego. Czarne Smerfy stoją w tej samej lidze co najlepsze albumy Goscinny'ego i tak samo jak one śmieszą zarówno młodych jak i starszych czytelników.  Gorąco polecam!

Ocena albumu: 9/10

Smerfy 1 - Czarne Smerfy
Data premiery: 20 lutego 2019, liczba stron: 64, cena okładkowa: 19,99 zł, format: A4, oprawa: miękka, scenariusz: Peyo i Yvan Delporte, rysunki: Peyo, tłumaczenie: Maria Mosiewcz, wydawnictwo: Egmont Polska, ISBN: 978-83-281-3593-2
Przykładowe strony:
Źródło ilustracji: materiały prasowe - Egmont Polska

Komentarze

  1. Mi się bardziej podobało "Kłap" z pierwszego wydania, może dlatego, że się na tym wychowałem - zresztą Czarne Smerfy to chyba moja ulubiona historia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamiętam jak dziś... kiedy mama kupiła mi pierwsze wydanie 'Czarnych Smerfów' :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga