W poszukiwaniu formy - Lucky Luke 56 "Przeklęte ranczo" - recenzja [KOMIKSY DLA WSZYSTKICH]

Egmont nie zwalnia tempa i w trybie natychmiastowym wypuszcza kolejne albumy Lucky Luke'a. Zgodnie z harmonogramem w październiku do sprzedaży trafiły dwa albumy: Kanion Apaczów oraz Przeklęte ranczo, które jest zbiorem 4 krótkich historyjek. Mam nadzieję, że jest to album lepszy od ostatniego wydanego zbiorku. Przekonajmy się jak jest w rzeczywistości.

W latach 80. serię Lucky Luke zdominowały albumy z krótkimi historiami. Takim albumem były Sznur wisielca, Ballada o Daltonach, wydane ostatnio Przeklęte ranczo czy Alibi. Wynikało to między innymi z tego, że prawdopodobnie Morris (czy też wydawca) chciał testować wielu scenarzystów, którzy mieliby zostać stałym następcą Goscinny'ego. W tym albumie przeczytamy historie napisane przez Claude'a Guylouisa oraz Léturgiego i Fauche (którzy wcześniej stworzyli dwa bardzo dobre albumy - Daily Star i Sarah Bernhardt). Co ciekawe, jest to jeden z niewielu albumów, którego nie narysował w całości Morris, przy części historyjek pomagał mu Michel Janvier, który niedługo później zaczął rysować komiksy o Bziku.
Pierwsza historyjka albumu, tytułowe Przeklęte ranczo, nie zachęciła mnie do przeczytania pozostałej części albumu. Komiks opowiada o przygodach Lucky Luke'a, który pilnuje podczas przeprowadzki pani Bluemarket oraz jej bizonów, w nowym domu roi się od dziwnych wydarzeń. Jest to według naprawdę nudna historyjka, z rwanym scenariuszem, a także średnio przekonującym zakończeniem, praktycznie pozbawiona humoru. Wydaje mi się, że powstała tylko z powodu jednego nawiązania (i to średnio udanego) do znanego filmu Hitchcocka. Na dodatek według mnie komiks jest fatalnie narysowany, często wygląda jakby postaci zostały przerysowane przez kalkę. 5/10
Ciut lepiej wypada Wróżka, czyli opowieść o miasteczku w którym wszyscy nabrali się na przepowiednie oszukanej wróżki. Historia według mnie jest lekko przekombinowana, zbyt przydługa w środkowej części, a bohaterowie (szczególnie bankier) są przedstawieni jako osoby kompletnie wierzące wróżce, co w pewnym momencie nie jest zbyt logicznie. Na plus na pewno zasługuje humor, którego w tym komiksie nie zabrakło i jest kilka zabawnych momentów. Tak samo jak wcześniejszym komiksie rysunki wyglądają co najwyżej przeciętnie. 6,5/10.
Rzeźba to opowieść o tym, że początkowo na górze Ruchmore miał został uwieczniony... Lucky Luke. Pod względem fabuły komiks wypada nieźle, bardzo mi się podobało, że w komiksie występują Daltonowie, ponieważ ich występ jest dobrym urozmaiceniem, pojawia się też ciekawa i śmieszna postać Michała Anioła Juniora. Wszystko byłoby dobrze, nawet rysunki mi nie przeszkadzały, było kilka śmiesznych scen, fajnie że się pojawiło nawiązanie do Daily Star, lecz końcówka jest kompletnie głupia i nielogiczna. Można było to rozwiązać na milion lepszych sposobów. 6/10.
Bezapelacyjnie najlepszą historią w albumie jest Rynna opowiadająca o budowie kilkukilometrowej rynny do spławu drewna, którą chce zniszczyć miejscowy magnat drzewny. Bardzo mi się podoba sam koncept, ponieważ najlepsze historie z Lucky Lukiem to te, które w jakimś stopniu są oparte na historycznych wydarzeniach, a przy tym nie są oczywiste i doskonale sprawdzają się jako swego rodzaju ciekawostka z dzikiego zachodu. Jak każda dobra historia, komiks trzyma w napięciu do ostatniej strony, do końca czytelnik kciuki za powodzenie planu. Dodatkowo nie zabrakło humoru, w tym wypadku puree bez ziemniaków czy też gagu z ostatnią fazą spławu drewna. Szkoda tylko, że pojawił się gag... ze skórką banana. 8,5/10.
Tłumaczenie komiksu jest na najwyższym poziomie, tak samo jak jego wydanie. Kreda i dobrej jakości tekturowa okładka.
W ostatnim wydanym zbiorku, czyli Balladzie o Daltonach, im dalej w głąb albumu, tym komiksy były słabsze (z jednym wyjątkiem), natomiast w przypadku Przeklętego rancza jest na odwrót. Początek jest bardzo nieudany, ale stopniowo fabuła wraca na dobre tory, a rysunki stają się ciut lepsze (lecz nadal słabe). Jednak ogólnie patrząc Przeklęte ranczo to bardzo przeciętny tom, wart kupna głównie dla kompletujących serię, choć warto zaznaczyć, że jedna z czterech historyjek, Rynna, prezentuje wysoki poziom.

Ocena albumu: 6,5/10

Dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.

Lucky Luke 56 - Przeklęte ranczo
Data premiery: 11 października 2017, liczba stron: 48, cena okładkowa: 24,99 zł, format: A4, scenariusz: Guylois, Fauche i Léturgie, rysunki: Morris i Michel Janver, tłumaczenie: Maria Mosiewicz, wydawnictwo: Egmont Polska, ISBN 978-83-281-1910-9 Przykładowe strony:
źródło ilustracji: materiały prasowe - Egmont Polska

Komentarze

  1. Właściwie najwięcej albumów po śmierci Goscinnego napisał duet Fauche&Leturgie.

    Zauważyłem też, że albumy 97 i 69 pisał Bob de Groot, a albumy 68 i 70 Patrick Nordmann. Zastanawiam się, czy gdyby Morris zmarł później, to przez kilka(naście) albumów ci scenarzyści by się tak co drugi album ze sobą zamieniali.

    -Kleszcz-

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do rysunków, to się zgadzam. Ładne są, ale - w porównaniu ze wcześniejszymi albumami -
    jakby trochę pozbawione emocji. W dodatku uważam, że gdyby były narysowaną grubszą kreską, wyglądałyby dużo lepiej.

    -Kleszcz-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie rysunki nie są ładne. Szczególnie w dwóch pierwszych historyjkach są bardzo słabe i często wyglądają jakby zostały przerysowane kalką. Potem jest lepiej.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga