Dyliżansem przez Dziki Zachód - Lucky Luke 32 "Dyliżans" - recenzja [KOMIKSY DLA WSZYSTKICH]

Po wielu latach posuchy fani serii Lucky Luke doczekali się komiksowego eldorada. W listopadzie Egmont wydał pierwsze albumy z planowanej 70-albumowej pełnej edycji. Dziś zapraszam was do przeczytania recenzji jednego z sześciu wydanych w tym miesiącu albumów - Dyliżansu, który jest uważany za jeden z najlepszych albumów serii.


W 1946 roku Morris (Maurice De Bever) stworzył postać Lucky Luke'a, ale dopiero kilkanaście lat później, po tym jak kilka albumów napisał Rene Goscinny, seria osiągnęła maksimum popularności. Powstały u szczytu popularności serii, w 1967, Dyliżans jest uznawany za jeden z najlepszych albumów serii, a według sondy przeprowadzonej w 2009 roku przez Lucky Comics jest ulubionym komiksem wśród fanów. Komiks jest także dobrze znany wśród polskich czytelników, ponieważ w 1992 roku został wydany w Polsce.
Album rozpoczyna się sceną w której Lucky Luke przybywa do Denver, do którego przybył na prośbę dyrektora Wells Fargo & Company, firmy która przewozi dyliżansami. W ostatnim czasie wiele dyliżansów tej firmy zostało zrabowanych, więc Lucky Luke zostaje zatrudniony do przypilnowania ładunku złota jadącego z Denver do San Fracisco. Oprócz tego dyliżansem będą podróżować ksiądz, dość nietypowe małżeństwo, fotograf, poszukiwacz złota oraz kanciarz-tarocista. W czasie podróży na bohaterów czeka wiele niebezpieczeństw, nie tylko ze strony bandytów, ale też Indian, a może nawet ze strony współtowarzyszy podróży.
Historia przedstawiona w Dyliżansie może się wydawać prosta i błaha, i tak przez większość albumu jest. Nie licząc końcówki w której przez chwilę Lucky Luke bawi się trochę w detektywa, a także pewnego zwrotu akcji pod koniec, fabuła jest praktycznie tylko ograniczona do kolejnych gagów i przemieszczania się do kolejnych lokacji, mimo to komiks z czyta się z zaciekawieniem od początku do końca i nie ustępuje pod tym względem z Asteriksami Goscinny'ego. Nie do końca mi się podobało wprowadzenie na kilka ostatnich stron postaci poety-złodzieja Black Barta, ciekawy wątek, ale szkoda, że nie jest powiązany z resztą albumu.
Największą zaletą Dyliżansu jest ogromna dawka świetnego humoru. Choć dyliżansem podróżuje łącznie osiem osób to żadna postać nie jest niepotrzebna, ponieważ z każdą pojawia się kilka dość śmiesznych gagów. Według mnie najzabawniejszą postacią jest tarocista, który jest największą siłą komediową albumu, ponieważ praktycznie co stronę pojawia się jakiś gag z nim, a przy tym jego wątek nie jest w żadnym stopniu wymuszony. W końcówce pojawia się też genialny (i jakże prawdziwy) gag który pokazał jak szybko z męża swojej żony można się stać zupełnie niezależną osobą. Bardzo mi się podobała także pierwsza scena z Indianami, którą koniecznie trzeba przeczytać na głos, a także gag z ziemniakami, który przewija się praktycznie od samego początku do końca. Jeżeli jakieś postacie mnie w tym komiksie zawiodły to Lucky Luke i Jolly Jumper, którzy przy tylu innych barwnych postaciach zostali trochę w tle.
Dyliżans to także świetnie oddany klimat Dzikiego Zachodu. Saloony, dyliżanse, Indianie to tylko część elementów budujących westernowy klimat. Ogromną zasługą Morrisa jest świetne odwzorowanie świata Dzikiego Zachodu, mimo tego, że kreska jest utrzymana w lekko humorystycznym, przerysowanym stylu, to wszystko wygląda wiarygodnie - ubrania, krajobrazy, budynki, w każdym rysunku albumu czuć Dziki Zachód. Ogromną rolę odgrywa też kolorowanie, które choć jest trochę archaiczne, ponieważ kolory są prosto nałożone, często dość kontrastowo, to jednak świetnie komponuje się z resztą komiksu.
Nowe wydanie zostało wydrukowane na papierze kredowym, co jest w pewnej części zaletą, ale też wadą, ponieważ ze względu na kontrastowe kolorowanie niektóre plansze wyglądają trochę gorzej niż gdyby kolory byłyby trochę bardziej przygaszone na papierze kredowym. Także wydaje mi się, że na niektórych stronach kreska jest trochę zbyt cienka. Na uwagę zasługuje też bardzo dobra czcionka, która wygląda naprawdę ładnie.
Dyliżans może nie jest moim ulubionym albumem Lucky Luke'a, ale jest to świetny album z ogromną dawką świetnego humoru, który udało się uzyskać wprowadzając wiele ciekawych postaci, a także z wybitnie oddanym klimatem Dzikiego Zachodu. Jeżeli lubisz westerny, a także komiksy humorystyczne, Dyliżans to "must-have" w twojej kolekcji. Na dodatek Lucky Luke jest serią, która jest na tyle odmienna od zwykłych westernów, że może się spodobać nawet tym, którzy nigdy za Dzikim Zachodem nie przepadali.

Ocena albumu: 9/10

Dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.

Lucky Luke 32 - Dyliżans
Data premiery: 9 listopada 2016, liczba stron: 48, cena okładkowa: 24,99 zł, format: A4, scenariusz: René Goscinny, rysunki: Morris, tłumaczenie: Maria Mosiewicz, wydawnictwo: Egmont Polska, ISBN 978-83-281-1839-3
Kupisz m.in. w aros.pl, bonito.pl, sklep.gildia.pl, sklep.egmont.pl

Przykładowe strony:

Komentarze

  1. Poprawka! Nie w październiku, a w LISTOPADZIE wydał :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem dlaczego, ale wydawało mi się, że jest październik (ostatnio często popełniam taki błąd).

      Usuń
  2. A które tomy ma pan zamiar zrecenzować?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie wydane w tym miesiącu, lecz jeżeli w przypadku tomów Goscinny'ego przyjąłem zasadę jeden album = jedna recenzja. To opinia o trzech pozostałych pojawi się w jednej wspólnej recenzji [nie chce dawać aż sześciu osobnych recenzji, poza tym nie mam czasu by napisać osobną recenzję każdego albumu].

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga